sobota, 6 lutego 2016


Ciągle pada..rozważania na temat pogody i nie tylko


Nie wiem czemu uważałam, że w Danii jest dużo zimniej niż w Polsce. Że zimy są mroźne i śnieżne. Niestety śniegu zimą w Danii jest niewiele za to deszczu zdecydowanie za dużo J

W związku z tym, że mieszkamy na wyspie jest tu naprawdę wietrznie i dość wilgotno. Zarówno do wiatru jak i wilgotności powietrza już się przyzwyczaiłam ..najgorsze są te częste opady deszczu. Deszcz latem jest całkiem przyjemny..niestety zimą do najprzyjemniejszych należny szczególnie kiedy towarzyszy mu zimny i silny wiatr.
Duńczycy maja na to swoje sposoby...przede wszystkim i mali i duzi chodzą tu kaloszach i  w przeciwdeszczowych kombinezonach...Śmieszy mnie to  do tej pory bo wyglądają jak teletubisie. Początkowo  trudno mi było zrozumieć, że dzieciaki ganiają tu non stop w kaloszach..ale szybciutko sama porzuciłam śliczne adidaski na rzecz topornych, ale nieprzemakalnych kaloszy. Niezależnie od stylu i mody kalosze są bardzo często częścią codziennego ’’looku’’.

 Kolejną ’’genialną’’ rzeczą są czapki kominiarki...w sumie to nic nadzwyczajnego bo sama pamiętam z dzieciństwa, że miałam taka kominiarkę, ale w Polsce jednak dzieci  częściej chodzą w ’’normalnych’’czapkach. To jednak wiąże się z ciągłą uwagą rodzica i wiecznym sprawdzaniem, czy przypadkiem uszy są zakryte a szalik dobrze okrywa szyje Malucha. Przy wietrznej i deszczowej pogodzie  ‘’kominiara’’ jest nieoceniona. Uszy i gardło są bezpieczne  i nie ma opcji  przewiania.
 Poza tym jest jedna rzecz na która zwrócili mi uwagę duńscy wychowawcy, kiedy przyniosłam szalik do przedszkola-na szaliku dziecko może się zawiesić i udusić. Hmm..dość mocna i jak dla mnie dość  kontrowersyjna teoria-tak wtedy pomyślałam..ale jak zobaczyłam szaleństwa niektórych dzieciaków od razu zmieniłam zdanie i przyznałam im  racje

Tak naprawdę niezależnie od pogody dzieciaki w przedszkolach spędzają bardzo dużo czasu na świeżym powietrzu.  Ja osobiście jestem zdecydowaną zwolenniczką przebywania na dworzu..ale nie okrywałam swojego zdziwienia, gdy pewnego mocno deszczowego dnia pojechałam odebrać Malucha z przedszkola...a tu wszystkie dzieciaki ganiają po placu zabaw, taplają się w kałużach (hmm..powinnam chyba użyć słowa ’’siedzą’’). Radość nie do opisania dla dziecka..stres ze zaraz się przeziębi dla matki. Jak już jestem przy temacie przedszkola,  to pewna różnica jaką zauważyłam w duńskim sposobie wychowania  to własnie taka swoboda w zabawia i pozwalanie dziecku na  bycie dzieckiem w dosłownym tego słowa znaczeniu. W Polsce wydaje mi się, że jednak dzieci maja więcej zakazów w stylu ’’nie wchodź’’, ’’bo  się ubrudzisz’’,’’nie dotykaj bo zepsujesz’’. Tu pełen luz...dzieciaki wspinają się po drzewach, slupach, tarzają w błocie i kałużach...nie ukrywam początkowo drżałam za każdym razem, gdy widziałam jak mój Maluch gania w przedszkolu z patykiem i wspina się po gałęziach. Ale to co wygląda na chaos i nieład w rzeczywistości jest doskonale ogarnięte przez wychowawców. Grupy są dość małe a dzieciaki są bardzo związane z wychowawcami, wiec są naprawdę posłuszne. Zaangażowanie i pasja z jaką się spotkałam w przedszkolu mojego syna są naprawdę godne podziwu. Jasne, że opieram się na doświadczeniu tylko w oparciu o jedno, konkretne przedszkole, ale to nie zmienia faktu ze jestem naprawdę pod dużym wrażeniem.

Wracając do pogody, ja sama nauczyłam się powoli oswajać deszcz. Teraz nie jest to już wymówka ‘’bo pada’’…bo czasem mogłabym nie wychodzić przez dobre kilka dni a nawet tygodnie.  I o dziwo wydaje mi się, że organizm mimo wszystko akceptuje tego typu pogodę bo praktycznie nie choruje.

Ale żeby nie było tylko o deszczu.  Oczywiście słonce również tu się pojawia J  I to dość często.  I nawet jak jest duży upal to jednak wiatr powoduje, że nie jest on tak męczący i niedowytrzymania. Dlatego z niecierpliwością czekam na lato!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz