Nie bój się....zacznij działać...
J.W Goethe powiedział ‘’Cokolwiek zamierzasz zrobić, o czymkolwiek marzysz, zacznij działać. Śmiałość zawiera w sobie geniusz, siłę i magię’’
Tak, liczy się nawet najmniejszy krok do przodu. Chcę się tą zasadą od tej pory kierować. Stąd myśl by założyć blog.
Długo biłam się z myślami, czy będę umiała napisać coś sensownego, czy
znajdę czas, czy w ogóle będę umiała bloga założyć...
Tysiące pytań, tysiące wątpliwości "po co’’, "dlaczego’’...w tak błahej (jakby nie było)sprawie. A wystarczyło kilka razy kliknąć i po problemie-blog powstał.
I znowu rozpoczęłam rozważania..''o czym pisać'', ''kiedy'', ''jak często''? Stop ! Koniec czarnowidztwa. Przecież robię to dla siebie. Nie oczekuję zachwytu. Chcę czerpać z tego satysfakcję, bo uwielbiam pisać, opisywać to co czuję, myślę, czego się boję, o czym marzę....
Bo pisanie taka moja własna "kozetka terapeutyczna’’. Uspokaja myśli i uczucia. Pozwala się zdystansować. Spojrzeć na pewne rzeczy z boku.
No właśnie ile razy w życiu zamiast coś po prostu zrobić to godzinami rozważamy, analizujemy, czy warto. Strach zamyka nas, paraliżuje.
Dlaczego tak panicznie boimy się zmiany? Dlaczego boimy się ryzykować?
Bo najbardziej w świecie boimy się porażki.
Bo najbardziej w świecie boimy się porażki.
Wolimy nie wychylać się przed szereg, być średniakiem, którego nikt nie dostrzega wśród wielu podobnych. Ile lat można grać wiecznie drugoplanowe role?
Czy warto przeżyć całe życie wiecznie zastanawiając ''co inni powiedzą'' by na łożu śmierci szczerze wyznać " najbardziej żałuję, że żyłem życiem innych’’.
Czy warto przeżyć całe życie wiecznie zastanawiając ''co inni powiedzą'' by na łożu śmierci szczerze wyznać " najbardziej żałuję, że żyłem życiem innych’’.
Czy rzekoma stabilizacja i fałszywa akceptacja są tego warte? Społeczeństwo narzuca nam pewne ramy, ale przecież to od nas zależy, czy będziemy się w nie wpasowywać, czy po prostu z tych ram wyjdziemy i zaczniemy żyć prawdziwie. Tak jak chcemy.
Nikt nie przeżyje życia za nas i im szybciej to sobie uzmysłowimy tym chyba będzie nam łatwiej podjąć niewygodne (dla innych) i odważne decyzje.
Dlatego koniec! Chcę się zdobyć na odwagę i powiedzieć, że ja chcę żyć po swojemu, zarażać innych radością i pasją, chcę w końcu poczuć, że mogę wszystko! Czy to tak dużo? Jasne, że nie, bo to tylko stan umysłu. Ale żeby ten stan umysłu się zmienił, to potrzeba czasu, pracy nad sobą i determinacji.
Uwielbiam biegać. Działa to na mnie odstresowująco i daje mnóstwo pozytywnej energii.
I choć teraz bieganie jest przyjemnością (i to też nie zawsze) to jeszcze pół roku temu nie byłam sobie w stanie wyobrazić co może być w bieganiu fajnego. Traktowałam to jak torturę. Bo kto normalny tak się męczy dla przyjemności?
Doskonale pamiętam swój pierwszy ''bieg'' (już chyba o tym pisałam na blogu, ale co tam powtórzę się :) To była prawdziwa męczarnia. Naprawdę! Nie byłam w stanie przebiec 5 min, dyszałam jak lokomotywa, moja twarz nabrała koloru purpury i czułam, że jeszcze chwila i płuca wyskoczą mi z piersi. Wstydziłam się wrócić do domu po tak krótkim czasie, więc stałam pod drzewem kolejne 10 min.
Gdybym ten dzień odebrała jako porażkę z pewnością nie wyszłabym następnego dnia na trening. Zawzięłam się i postanowiłam, że muszę zdecydowanie poprawić swoja kondycję i udowodnić sobie (tak sobie, nie innym !), że nie jest ze mną aż tak źle.
Małymi krokami, każdego dnia pokonywałam coraz większy dystans. Czy miałam chwile zwątpienia? oczywiście, że tak. Jasne, że czasem było ekstremalnie ciężko, ale frajda z tego, że byłam ciut lepsza niż ostatnio była naprawdę motywująca. Marzyłam, że kiedyś
przebiegnę 10 km bez zadyszki. Wtedy wydawało mi się to niesamowitym wyczynem i praktycznie nie do osiągnięcia. W Sylwestra wystartowałam w biegu na 10 km i miałam całkiem przyzwoity czas, a co najważniejsze mnóstwo frajdy i satysfakcji, że dałam radę! Bieganie pokazało mi jak konsekwentnie można osiągnąć zamierzony cel, nawet jeśli na dany czas wydaje się on nieosiągalny.
Wiadomo, że apetyt rośnie w miarę jedzenia, wiec idąc za ciosem postawiłam sobie kolejne biegowe zadanie. W maju przebiegnę półmaraton. Wiem, że mi się uda, choćbym ostatnie kilometry miała się czołgać jako ostatnia uczestniczka.
Wiadomo, że apetyt rośnie w miarę jedzenia, wiec idąc za ciosem postawiłam sobie kolejne biegowe zadanie. W maju przebiegnę półmaraton. Wiem, że mi się uda, choćbym ostatnie kilometry miała się czołgać jako ostatnia uczestniczka.
Warto stawiać sobie duże cele zarówno w sporcie jak i w prywatnym życiu lub w pracy! Chociażby tylko dla tego uczucia satysfakcji, że mogę wszytko!
Karola, dobrze że założyłaś blog, czyta się super, masz dużą lekkość pisania, dla mnie to trochę jak rozmowa z Tobą o tym co tam słychać w Danii:)
OdpowiedzUsuń